ZMIANA ADRESU

23 października, 2011 Dodaj komentarz

BLOG PRZENIESIONY NA ADRES:

WWW.ARMULATOMASZ.BLOGSPOT.COM

ZAPRASZAM!

Tomasz Armuła

Kategorie:Uncategorized

Wojna i pokój w Hali Ludowej

19 października, 2011 Dodaj komentarz

(Pisane przed meczem, ale nie do końca o meczu)

Przed spotkaniem Śląsk Wrocław – AZS Koszalin fachowcy nie byli zgodni w swoich przedmeczowych zapowiedziach i nie potrafili wskazać pewnego faworyta do zwycięstwa.

Za wygraną AZS przemawiała pozycja w tabeli. Drużyna z Koszalina z bilansem 2-1 zajmowała przed czwartą rundą wysokie trzecie miejsce, a jej jedyna porażka była minimalna- 64:65. Rywale wrocławian mają też w swoich szeregach drugiego snajpera ligi i byłą gwiazdę Górnika Wałbrzych. Jest nim oczywiście  J.J Montgomery, który rzuca średnio 20 punktów w meczu, a jego rekord w tym sezonie to 37 „oczek”.

Hala Stulecia i jej niepowtarzalny klimat. (Fot. Internet)

Warto jednak zauważyć, że taki dobry wynik wykręcił w meczu przeciwko słabej Polpharmie. W meczu z jeszcze słabszym Basketem Poznań rzucił „tylko” 15 punktów i wygrana jego ekipy była już bardzo skromna- 91:88. A kiedy AZS zakotwiczył w Kołobrzegu to nie złapał wiatru w żagle i przegrał, ponieważ Montgomery uzbierał ledwo 9 punktów. To dowód na to, że wynik całej drużyny zależy w dużym stopniu od formy tego właśnie zawodnika.
Ci którzy stawiali na gospodarzy mówili, że Śląskowi pomogą ściany, czyli doping fanatycznej publiczności i niepowtarzalna atmosfera wypełnionej po brzegi Hali Stulecia.

Hala Stulecia, powitanie Hitlera. (Fot. ze strony http://wroclaw.hydral.com.pl)

A miejsce faktycznie jest wyjątkowe i historyczne. Jahrhunderthalle gościła w swoich progach najważniejszych członków NSDAP i samego Hitlera oraz- tak dla kontrastu- wiele lat później Jana Pawła II podczas Kongresu Eucharystycznego.

Zaraz po wojnie przebywał w Hali Ludowej na Światowym Kongresie Intelektualistów w Obronie Pokoju Pablo Picasso. Nie jest tajemnicą, że średnio się bawił na imprezie komunistów i w przerwie między wystąpieniami z nudów w hotelowej restauracji narysował słynnego gołąbka pokoju-symbol wykorzystywany między innymi kiedyś  podczas kolarskiego Wyścigu Pokoju.

Hala okazała się także szczęśliwa dla polskich koszykarzy, którzy na

Gołąb znudzonego Wrocławiem Picasso...

wrocławskim parkiecie wywalczyli w 1963 roku srebrny medal Mistrzostw Europy. A później był oczywiście czas Śląska. Niezapomniane finały play-off i mecze Euroligi przy pełnej hali i niesamowitym dopingu, który niejeden raz sparaliżował gości. Ale to już historia. Teraz Śląsk nie jest tam u siebie. Jest tam z doskoku. W hali jest organizowanych tyle imprez, że ciężko zarezerwować wolny termin na wynajem. A ten pewnie wcale nie jest tani dla Śląska nawet gdyby był komplet publiczności, bo bilety są po niskiej cenie. Ale to już tylko moje przypuszczenia. Nikomu do portfela nie zaglądam.

Wczoraj pod halą chyba był czterotysięczny tłum. Prawie jak za starych dobrych czasów. I znowu trzeba się po meczu przeciskać w stronę wyjścia i później patrzeć w górę na Iglicę, żeby mieć pewność, że fala ludzi niesie w odpowiednim kierunku.

Wojciech Niedziałek i Zbigniew Jaworski na Iglicy. (Fot. ze strony http://wroclaw.hydral.com.pl)

Mimo seryjnych porażek Śląska wierzę, że wkrótce będzie on, jak ta Iglica i dwójka studentów, która kiedyś na niej wisiała całą dobę – zacznie mierzyć wysoko i piąć się w górę tabeli. Powoli i mozolnie, ale do celu. Do kolejnego, osiemnastego mistrzostwa.

I nim się obejrzymy, a dostaniemy zaproszenie na „osiemnastkę”. A wtedy to już tylko na tej Iglicy trójkolorowy sztandar powiesić. W końcu jak wisiała tam już kiedyś flaga Tybetu, to może i Śląska…

PS:

Nie obiecywałem we wstępie, że będzie o meczu. Ale z przykrością donoszę o kolejnej porażce Śląska Wrocław 76:85. Ale Wy to już przecież wiecie. Przeciążony od tych informacji jest internet, zapisano o tym wydarzeniu we wrocławskiej prasie wiele szpalt. Bo o Śląsku znów się pisze, choć  nie jest w dobrej formie. Najważniejsze jednak, że wrócił do gry.

Tomasz Armuła

Czytaj relację z meczu

Czytaj relację z akcji Niedziałka i Jaworskiego

Piąta kwarta. Nie jesteśmy „kelnerami” Koelnera!

16 października, 2011 Dodaj komentarz

Śląsk przegrał wysoko mecz derbowy w Zgorzelcu z Turowem 77:56. Jednak wrocławianie grali ambitnie, bez kompleksów i z wielkim zaangażowaniem. Przez pierwsze dwadzieścia minut gryźli zgorzelecki parkiet, aż leciały drzazgi. Walczyli o każdy metr parkietu i o każdą jego klepkę. Na początku w niczym nie ustępowali gospodarzom, ale w trzeciej odsłonie zupełnie się pogubili, a Turów złapał wiatr w żagle i szybko powiększył przewagę nad Śląskiem. I było pozamiatane.

Goście dysponowali za krótką ławką rezerwowych. Nie da się pokonać wicemistrzów Polski grając jedną piątką. Za komentarz wystarczy fakt, że zmiennicy zrobili w sumie tylko piętnaście punktów. Natomiast rezerwy Turowa rzuciły ich aż czterdzieści trzy.

Pretensji do Śląska mieć nie można. Faworytami meczu nie byli i w ogóle rzadko nimi będą w tym sezonie. Skład zespołu trenera Rajkovica jest, jaki jest, ale to wszystkiego nie usprawiedliwia. Nad skutecznością trzeba pracować, bo druga połowa meczu w wykonaniu Śląska przypominała poziomem lekcję WF-u w szkole podstawowej.

Kolejnym rywalem wrocławian będzie AZS Koszalin, który zajmuje w tej chwili trzecie miejsce w tabeli. Warto się zmobilizować, ponieważ spotkanie odbędzie się w kultowej i wyremontowanej Hali Stulecia. Pojemność tego obiektu zwiększyła się do siedmiu tysięcy. Będzie komplet? Bardzo prawdopodobne i bardzo wskazane. Doping w tej hali zawsze był rewelacyjny, więc kibice robili tam za szóstego zawodnika. A tego właśnie beniaminek ligi potrzebuje, bo:

-nie da się pokonać kolejnych przeciwników grając bez wsparcia ławki rezerwowych

-nie można marzyć o wygranej przy 35% skuteczności z gry

-nie można myśleć o zwycięstwie, jak się trafia trzykrotnie za trzy punkty na dwadzieścia pięć prób, a nie ma komu zbierać z tablicy

Przed Śląskiem wiele pracy i spora presja, bo oczekiwania fanów są spore. Ale ja wierzę, że wrocławska ekipa pokaże jeszcze kosza na niezłym poziomie i zamknie usta niektórym kibicom, którzy mówią, że 17-krotni mistrzowie Polski będą w tym roku dla rywali w PLK „kelnerami” Przemysława Koelnera.

Tomasz A®muła

Czytaj relację z meczu

Pomoc dla Laury

15 października, 2011 Dodaj komentarz

Wrocławski team driftingowy RWD POWER przyłączył się do akcji charytatywnej dla małej Laurki. Zwycięzca licytacji zgarnie koszulkę oraz gadżety związane z ekipą drifterów.

Laura cierpi na dwie bardzo rzadkie choroby genetyczne: zespół wrodzonej ośrodkowej hipowentylacji zwany też klątwą Ondyny oraz chorobę Hirszprunga.

Pod tym adresem znajdziecie blog Laury: www.kochamylaure.pl ,gdzie poznacie jej  historię.

Uwaga!

Wszystkie przedmioty, które obecnie znajdują się na aukcjach dla Laurki to rzeczy przekazane Mamie Laury na aukcje internetowe przez Komitet organizacyjny zbiórki publicznej „dla Laury” – organizatora wrocławskiego pikniku „Dla Laury”.

Niektóre mogą posiadać numerki, które były potrzebne w celu identyfikacji na loterii, odbywającej się na pikniku. Numery nie stanowią żadnego problemu przy realizacji zaproszeń/kuponów.

Ta aukcja, to niezwykła okazja i wyjątkowa premiera!:)

Tylko na aukcji dla Laurki możesz zdobyć jedyną koszulkę wrocławskiego teamu driftingowego RWD Power w zestawie z dwoma smyczami oraz naklejkami.

Team “RWD Power” został założony we Wrocławiu na początku 2011 roku przez fanów driftingu, czyli takiej techniki jazdy samochodem, która polega na celowym wprowadzeniu pojazdu w poślizg, podtrzymaniu go i umiejętnym jego kontrolowaniu.

W teamie w chwili obecnej znajduje się trzech kierowców:

RWD POWER (Fot. M. Starościk)

Mariusz „Katod” Wasilewski, Bartłomiej „Borys” Solecki,  Artur Florczak.

Drużyna samodzielnie przygotowuje swoje samochody, Nissany, w firmie RWD Power, która jest sponsorem tytularnym grupy. Projekt promocyjny teamu RWD Power działa pod hasłem „Dzida Szpula Laga”, prowadzony jest przez samych zawodników oraz ich przyjaciół.

Bartłomiej "Borys" Solecki. Więcej o kierowcy RWD POWER w zakładce drift. (Fot. Michał Starościk)

Wszystkie eventy, w których biorą udział, można zobaczyć na stronie: http://www.facebook.com/dzidaszpulalaga

Całkowity dochód z aukcji zostaje przeznaczony dla Laury. Sam wpłacasz pieniądze na jej konto – dane do zweryfikowania na stronie Laury:
http://www.kochamylaure.pl/prosze-pomoz/numery-kont/ – dokładne dane do wpłaty podam po zakupie.

Jeżeli masz do oddania jakąś rzecz bądź chcesz pomóc Laurce proszę o kontakt mailowy: pomoclaurze@o2.pl

Dziękujemy Wszystkim Otwartym Sercom za okazaną pomoc i zapraszamy na pozostałe aukcje Laury!

ZOBACZ KONIECZNIE AUKCJĘ DLA LAURY

Kategorie:DRIFT

Piąta kwarta. Wrocław koszem stoi!

14 października, 2011 Dodaj komentarz

Po trzech latach przerwy Śląsk Wrocław powrócił na parkiety ekstraklasy. Kibice z Dolnego Śląska czekali na to dokładnie 1096 dni. Długo ta klubowa reanimacja/ reaktywacja trwała, ale najwierniejsi fani się doczekali i przychodząc tłumnie na mecz z Zastalem Zielona Góra udowodnili, że we Wrocławiu wciąż jest boom i zapotrzebowanie na koszykówkę.

Ale sprzedaż internetowa nie wskazywała na duże zainteresowanie inauguracją PLK. Na trzy godziny przed meczem wciąż było do kupienia ponad 700 wejściówek. Okazało się jednak, że większość kibiców pojechała pod halę, żeby kupić bilety na miejscu. Nie dla wszystkich starczyło, bo był taki tłum, jak na finałach play off za najlepszych lat Śląska.

Rzuty osobiste. Zmora Śląska Wrocław (Fot. http://www.armulatomasz.wordpress.com)

Jednak fani przed spotkaniem byli świadkami organizacyjnej porażki. Do dyspozycji kibiców były tylko dwie kasy. Do każdej stał sznur ludzi i w każdej obsługiwała jedna kasjerka, która nie była w stanie zapanować nad sytuacją i sprzedawać biletów za pięciu.
No i był stres i nerwy jeszcze przed wejściem, a większość osób przybyła pod Orbitę na długo przed pierwszym gwizdkiem, więc miała prawo oczekiwać, że wejdzie na trybuny na czas.
Pod koniec pierwszej kwarty ludzie wciąż stali w kolejce, a organizatorzy walczyli z zepsutą drukarką do biletów. A była oczywiście jedna…

Sam mecz można podsumować krótko: poziom sportowy wrocławian nie ten, co kiedyś, ale atmosfera, jak przed laty. Śląsk straszył niską skutecznością. Przede wszystkim słabo wykonywał rzuty wolne i to w sumie przesądziło o wyniku końcowym, czyli minimalnej porażce gospodarzy. Mecz nie stał na wysokim poziomie, ale trzymał publikę w napięciu dosłownie do ostatniej sekundy. Zgodnie  z tradycją ostatnią minutę rywalizacji kibice oglądali na stojąco. Doping pełnej hali robił wrażenie, ale nie da się ukryć – kameralna Orbita nie może się równać z Halą Stulecia. Nie ta pojemność i przez to nie do końca ten klimat.

Czy działacze Śląska Wrocław mogą być spokojni o frekwencję w kolejnych

Walter Hodge. Z sędzią rozumiał się w tym meczu bez słów. (Fot. http://www.armulatomasz.wordpress.com)

meczach? Po tym co zobaczyli w środę wieczorem mogą raczej spać spokojnie, bo:

1. Kibiców na pewno nie odstraszą ceny biletów. Są niskie, czyli dopasowane do poziomu sportowego drużyny.

2. Co prawda mecze często są  wieczorem w środku tygodnia, ale nie są to żadne nowości dla kibica. Jak komuś zależy, to przyjdzie.

3. Podział wrocławskich kibiców na tych, którzy uznają i bojkotują ekstraklasowy Śląsk teoretycznie powinien zaszkodzić frekwencji, ale paradoksalnie może sprawić, że hala będzie zawsze pełna, ponieważ zwolennicy ekipy z wyższej klasy rozgrywkowej mogą przeprowadzać totalną mobilizację i walić na trybuny tłumami, żeby udowodnić przeciwnikom, że Śląsk powrócił, ma się dobrze, ma kibiców i zamierza walczyć z najlepszymi.

Robert Skibniewski. 16pkt (za dwa - 4/6; za trzy - 2/5; osobiste - 2/2) (Fot. http://www.armulatomasz.wordpress.com)

Jedyne co może odstraszyć publikę, to poziom sportowy 17-krotnych mistrzów Polski. Jeśli ekipa odbudowana przez Przemysława Koelnera będzie dostawała regularne baty od rywali, to kredyt zaufania fanów może szybko się wyczerpać, a ich cierpliwość skończyć.

Ale to przecież nie dotyczy prawdziwych kibiców, którzy nie mają wątpliwości, że kibicują „prawdziwemu Śląskowi”.

Tomasz A®muła

>>>Czytaj relację z meczu<<<

Wojna domowa trwa

11 października, 2011 Dodaj komentarz

Do inauguracji sezonu we Wrocławiu pozostała niespełna doba. Bilety na mecz Śląska Wrocław z Zastalem Zielona Góra pojawiły się w Internecie w poniedziałek rano. Wstałem specjalnie przed świtem, żeby zacząć walkę o wejściówki. W końcu Hala Orbita może

Adam Wójcik i Maciej Zieliński. Kiedyś wspólnie budowali legendę Śląska... (Fot. Bartek Ciechacki Photography. Facebook. Profil Adam Wójcik))

maksymalnie pomieścić 2452 kibiców. Kupiłem bilety bez żadnego problemu o ósmej rano. Dwie godziny później ze zdziwieniem zauważyłem, że sprzedano zaledwie 40 sztuk. Jestem w szoku. W końcu to pierwszy mecz Śląska Wrocław w Tauron Basket Lidze po kilkuletniej przerwie! Gdzie są kibice?

Okazuje się, że kibice są, ale… podzieleni. Bo drużyny o nazwie Śląsk są dwie. Jedna w II lidze i druga w TBL. W obu klubach działają byli koszykarze wrocławskiego teamu i oba zespoły walczą o miano tego „prawdziwego Śląska”. Więcej w tym polityki, niż sportowej rywalizacji. Sztucznym podziałom mówię nie.

Sytuacja absurdalna, która podzieliła fanów koszykówki. Do meczu pozostało dwadzieścia godzin, a wolnych miejsc w hali jest dokładnie 1328. Kiedyś to by było nie do pomyślenia. O bilety trzeba było walczyć i czasami swoje wystać. Ale to stare czasy, które chyba nigdy już nie wrócą.

Ceny wejściówek są teraz bardzo przystępne-od 10 do 40 złotych. Ale to nie pomaga. Wojna domowa na Dolnym Śląsku trwa i nie pomogłyby pewnie nawet darmowe karnety.

Śląsk Wrocław. Ale tylko dla części kibiców... (fot. slask.wroclaw.pl)

Ja tej sytuacji nie kumam, a polityki nie rozumiem. Nie jestem w ogóle zaangażowany w spór między klubami. Nie interesują mnie kłótnie, sztuczne podziały i argumenty obu stron. Chcę jedynie oglądać koszykówkę we Wrocławiu i mam całkiem po drodze na ekstraklasę do Hali Orbita i do drugoligowej „Kosynierki” przy Mieszczańskiej.

Jedna strona sporu twierdzi, że:  mówisz Śląsk, myślisz Zieliński i reszta się nie liczy.

Ja mówię Śląsk i idę na Śląsk.

Bo nie ma tu o czym myśleć.

Tomasz Armuła

Polska Liga Kompromitacji

10 października, 2011 Dodaj komentarz

Ruszyły rozgrywki Tauron Basket Ligi. Jedna kolejka za nami, ale wrocławianie wciąż czekają na inaugurację sezonu, ponieważ w pierwszej rundzie musieli pauzować. Sytuacja dość kuriozalna, bo drużyn w lidze jest czternaście, ale… w tabeli trzynaście. Wszystko za sprawą Asseco Prokomu Gdynia. Mistrzowie Polski nie będą walczyć w sezonie zasadniczym i wejdą automatycznie do play off! Jaki to ma związek ze sportem? Oczywiście żaden. Działacze Prokomu wystawili swoją drużynę do prywatnej ligi VTB i nie mają czasu na bezsensowną walkę z cieniasami w polskiej lidze. Mówi się, że start w Zjednoczonej Lidze Europy jest dla prestiżu, a chodzi przecież o kasę.

Adam Wójcik. Legenda Śląska Wrocław (Fot. Facebook. Profil Adam Wójcik)

Szefowie polskiej koszykówki zwalniając Asseco z części sezonu osłabiają wizerunek tej dyscypliny. Jest to kompletne zaprzeczenie zasad fair play i brak szacunku dla rywali. Ekipa z Gdyni traktowana jest, jak święta krowa, której wszystko się należy z marszu i bez większego wysiłku. Siedzi sobie Mistrz Polski na tronie w koronie, zbija kasę za granicą w jakimś VTB i czeka, aż łaskawie w Tauron Basket Lidze minie połowa sezonu i będzie można zacząć walczyć o kolejny złoty medal w play off. Winne tej sytuacji są władze PLK i PZKosz. A i pewnie Ministerstwo Sportu, które przecież stoi nad PZKoszem.

Nie chcę nawet wiedzieć, jak przeciwników tego idiotycznego pomysłu

(Fot: Facebook. Profil Adam Wójcik)

przekonywał do swoich racji milioner i właściciel Prokomu Ryszard Krauze. Chcę tylko wiedzieć, jak brak najlepszej ekipy w lidze ma pozytywnie wpłynąć na rozwój, prestiż, oglądalność i wizerunek polskiej koszykówki. I co na to główny sponsor ligi? Na pewno jest wielce zadowolony. Podobnie jak TVP, która przecież podjęła się relacji meczów na żywo.

Polską Ligę Kompromitacji czas zacząć, ale całą sytuację wokół niej można podsumować krótko: żal, niesmak, niezrozumienie, rozczarowanie.

Bo przecież gołym okiem widać, jak niewiele pozostało sportu w sporcie…

Tomasz Armuła

Kategorie:koszykówka

Tragedia i chamstwo z żużlem w tle

7 października, 2011 1 komentarz

Falubaz jest najlepszym klubem w Polsce. Przyczynił się do tego cały sztab ludzi: sponsorzy, działacze, trenerzy, żużlowcy i kibice. Ci ostatni tworzą taką atmosferę wokół żużla w Zielonej Górze, jakiej nie ma w żadnym innym mieście. „Myszom” oficjalnie kibicują znani dziennikarze, aktorzy, a z klubu zrobiono już nawet gwiazdę drugiego planu w znanym serialu komediowym. Ale od niedzielnego wieczoru to nie ma żadnego znaczenia. O tym się nie mówi. To znaczy o zielonogórskim żużlu mówi się dużo, ale niestety źle i przedstawia się go w bardzo ciemnym świetle.

Około dwumetrowej wysokości napis HWDP (Huj W Dupę Policji) niedaleko budynków szpitalnych na ul. Podgórnej w Zielonej Górze(Fot. http://www.wikipedia.pl)

Wszystko za sprawą chuliganów i bandytów, którzy po zwycięskim meczu Falubazu z Unią Leszno ruszyli do centrum miasta fetować tytuł mistrzowski swojej drużyny. I tam właśnie doszło do tragedii, bo jeden z uczestników fety stracił życie pod kołami samochodu policyjnego. Gdyby to było inne auto miałaby miejsce „tylko” ludzka tragedia. A tak był dramat powiązany z burdą i manifestacją przeciwko policji. Bo w Polsce policjant to wróg numer jeden. Pijanym imbecylom szukającym zaczepki wystarczy iskra, najmniejszy pretekst, żeby zacząć uliczną wojnę. I stało się. Sytuacja dla bandytów wymarzona. Przecież to nie mógł być wypadek. To na pewno działanie umyślne. Policja chciała zabić specjalnie. To typowe myślenie wyznawców CHWDP. Nie wiem skąd się wzięła ta nienawiść do policji. Przecież większość tych ludzi, która rzuca w mundurowych kamieniami nie pamięta nawet Stanu wojennego, więc nie może mieć skojarzeń i złych wspomnień z ZOMO czy ORMO. A mimo to pobili policjanta prawie na śmierć. W dodatku kobietę…

Ja skrót CHWDP tłumaczę inaczej:

CHuligani

Wiochę Polak potrafi zrobić wszędzie. Ale angielska policja ze skrótem już się zapoznała... (Fot. szeroko pojęty internet)

Won

Do

Paki

I policja na szczęście ma podobne podejście, bo już zaczęły się zatrzymania i stawianie zarzutów. Niech żyje miejski monitoring. Już nikt nie może czuć się bezkarny.

Jeszcze nigdy tak długo speedway nie był tematem numer jeden we wszystkich stacjach telewizyjnych. Mniej się mówiło o tej dyscyplinie, gdy Tomasz Gollob sięgał po tytuł IMŚ, a polska reprezentacja zdobywała Puchar Świata. Ciekawsza od sportu jest krew na pierwszej stronie. Smutne, ale prawdziwe.

Niby mówi się o zamieszkach, a nie o sporcie żużlowym, więc nie ma się czego obawiać, ale to niestety tak nie działa. Za często pada w relacjach telewizyjnych: Falubaz, kibice żużla, burda po meczu żużlowym. Siłą tego sportu zawsze byli kibice. Mówiło się o atmosferze rodzinnej, pikniku, trybunach otwartych dla wszystkich. Czar prysł. Teraz ludzie w te bajki przestaną wierzyć. Pozytywny wizerunek czarnego sportu został nadszarpnięty. Siła mediów jest wielka, więc ludzie mogą zacząć się bać przychodzić na stadiony, bo jest zbyt niebezpiecznie. A to przecież nie jest prawda, bo na meczu nic złego się nie działo. Wszyscy normalni fani jazdy w lewo poświętowali i rozeszli się do domów. Tylko, że widzowie programów informacyjnych tego nie wiedzą, za kilka dni nie będą pamiętać kto został Drużynowym Mistrzem Polski, a jedyne co pozostanie w ich głowach to fakt, że po meczu Falubazu działy się rzeczy, jakich Zielona Góra jeszcze nie widziała.

Stadion Olimpijski we Wrocławiu. Nikt nikogo nie pobił, a i tak mamy tu PUSTOSTAN...

Ja absolutnie nie twierdzę, że od teraz nikt w grodzie Bachusa nie będzie przychodził na Wrocławską 69. To niemożliwe. To miasto żyje żużlem. Ale speedway ogólnie ucierpi, ponieważ jego kibiców wrzuci się do jednego worka ze „Staruchami” i innymi piłkarskimi kibolami. Stratni będą wszyscy.

Fan żużla = chuligan? Strach się bać. Chyba, że jest się z Wrocławia, to wtedy nie ma powodów do obaw. Tutaj kibiców czarnego sportu już nie ma…

Tomasz_A®muła

Ta ostatnia niedziela…

3 października, 2011 Dodaj komentarz

I wszystko jasne. Medale DMP rozdane. Nie było niedzieli cudów i wielkich niespodzianek. Każdy zna swoje miejsce w ligowym szeregu, ale niekoniecznie każdy dostał to, na co zasłużył.

Sprawiedliwie w półfinałach nie było, ale o tym już wszystko zostało napisane.

Bartosz Zmarzlik. Bohater pierwszego meczu Stal-Unibax.

Dzisiejsza walka o medale była nudna i przewidywalna. Torunianie byli faworytami do złota i po tym, jak nie weszli do finału odpuścili nawet walkę o brąz. Dość powszechne zjawisko w sporcie. Gorzowianie mieli chyba nerwy ze stali i z uporem maniaka niszczyli „Anioły” w każdym biegu. Duża w tym zasługa Bartosza Zmarzlika, który przywiózł w pierwszym meczu 14 punktów plus bonus. Straty 30 „oczek” nie dało się u siebie odrobić. Jednym słowem nuda. Brak emocji.

W finale Unia Leszno wyrobiła u siebie tylko czteropunktową przewagę. Za mało przed rewanżem w Zielonej Górze i nowi mistrzowie Polski nie mieli żadnych problemów z pokonaniem u siebie „Byków”. Falubaz wrócił na szczyt, ale po zmianie regulaminu działacze będą zmuszeni zbudować drużynę niemal od początku. Tylko jeden zawodnik z GP znajdzie miejsce w składzie od sezonu 2012. Ktoś musi odpaść, więc Protasiewicz, Hancock i Jonsson siedzą cicho, jak mysz pod miotłą i modlą się, żeby nie padło na nich. Nikt Falubazu nie chce opuścić. To żużlowa FC Barcelona. Duża kasa i jazda przy pełnych trybunach.

Ale regulamin jest bezwzględny, a zmiany nieuniknione.

Przepis o redukcji uczestników Grand Prix w składzie jest dla wielu nie do przyjęcia, ale mi to w ogóle ciśnienia nie podnosi. Bardziej czekam na powiększenie ligi. Chcę więcej spotkań! Sezon jest dla mnie zdecydowanie za krótki. Za to zima jest długa i można złapać doła, albo wpaść w kompletną depresję, jak młody junior ze świeżą licencją po pierwszym nieudanym meczu ligowym.

Rywalizacja najlepszych klubów żużlowych porywa polskich kibiców, ale decydujący wpływ na wyniki mają właściciele zespołów, prezesi i ich pieniądze. Przez lata dla bogaczy ukochana drużyna była drogą zabawką, która była przepustką do rozgłosu i sławy. Teraz to ma się zmienić. Przyszedł czas oszczędności i wyrzucania nadmiaru gwiazd ze składu. W Zielonej Górze prawdziwy ból głowy i płacz. Wręczyli im niby złote medale, ale po chwili zgasili na stadionie bursztynowe światło, okręcili bramę wjazdową łańcuchem i pozbawili wszelkich złudzeń. Takiego Falubazu za rok już nie będzie. Marne pocieszenie dla nich jest takie, że podobne problemy mają też inne bogate teamy.

Tylko ci biedniejsi, jakoś tak odetchnęli z ulgą i w zmianach regulaminowych szukają swojej szansy…

Falubaz przed ostatnią niedzielą był pewniakiem do złota, ale kibice z grodu Bachusa chyba nie byli tego do końca pewni, bo szukali wsparcia na górze. I to dosłownie, ponieważ pierwszym kibicem swojego klubu ustanowili Chrystusa Króla ze Świebodzina, który miał im pomóc w walce w finale. Wystarczyło upić pana Zbyszka, który jest nocnym stróżem ogromnego pomnika i zarzucić czterdziestometrowy szalik w barwach Falubazu na szyję Chrystusa.

Boże, jakie to polskie i głupie do bólu…

Zobacz relację stróża Zbyszka…

Kategorie:żużel,speedway

Stawka większa, niż życie?

25 września, 2011 Dodaj komentarz

Za chwilę mecze Speedway Ekstraligi o 1. i 3. miejsce w sezonie 2011, czyli rusza gra o wysoką stawkę. Szkoda tylko, że dla niektórych to nawet stawka większa, niż życie.

W Lesznie i Gorzowie kibice pewnie już wypełnili stadiony do ostatniego miejsca. Żużlowcy czują emocje, nerwy, stres, presję, wysokie oczekiwania fanów, trenerów i prezesów. Toksyczna atmosfera udziela się prawie wszystkim. A mnie to kompletnie nie rusza i zupełnie nie interesuje. Bo po tym co zobaczyłem i usłyszałem po meczach półfinałowych nie zamierzam brać na poważnie wyników Drużynowych Mistrzostw Polski.

Półfinał Unia Leszno – Unibax Toruń

(Leszno-Toruń 53:36, Toruń-Leszno 49:41)

Nie obchodzi mnie to z kilku powodów. Po pierwsze jestem z Wrocławia, a regulamin jest tak skonstruowany, że przeciętne drużyny, które nie weszły do fazy półfinałowej mają przymusowe wakacje już w środku lata. Pozdrawiam kibiców z Gorzowa, bo oni najlepiej wiedzą o co chodzi. Jednym słowem bezrobocie dla żużlowców i nuda dla kibiców. Po drugie, jak zobaczyłem w telewizji tor w Lesznie podczas pierwszego spotkania Unii z Unibaxem Toruń, to wiedziałem, że prawdziwego sportu nie będzie. Wiejskie pole, na którym można jeździć tylko ciągnikiem i zbierać ziemniaki. W sumie nic nowego w Lesznie, ale nudzi mnie już oglądanie zawodów, gdzie gospodarze wypaczają wynik końcowy. Torunianie protestowali. Mieli rację, ale nastawili się do tego zbyt pewnie i zbyt bojowo. Wiedzieli przecież czego się spodziewać. Do Leszna nie jeździ się, aby wygrać, ale żeby przetrwać. Działacze „Aniołów” składali uwagi do sędziego, a w międzyczasie z ich zawodników schodziło powietrze, bo chyba uwierzyli, że wygrają ten mecz walkowerem. Nic podobnego. Sędzia zarządził równanie toru, postraszył palcem gospodarzy, a później rozpoczął zawody. Trwały one chyba cztery godziny, dwóch zawodników gości odjechało w karetce ze złamaniami do szpitala, a Leszno wysoko wygrało i miało prawie pewny awans do finału DMP. Co za emocje! Fantastyczna walka na torze na łokcie z rywalami i z samym sobą, żeby dojechać do mety. Na trybunach obrzucanie się inwektywami przez kibiców, rzucanie butelkami na tor i obrażanie żużlowców drużyny przeciwnej. Reakcja prezesa Unii Józefa Dworakowskiego była spóźniona. Pojawił się na murawie po 14. biegu i zaczął apelować do pseudokibiców, żeby zachowali spokój. Gdzie ten człowiek był wcześniej? No i mieliśmy chuligańskie i prostackie zachowanie na żywo w TVP. Świetna promocja żużla, który nigdy nie wyjdzie z niszy…

W parkingu też była walka na słowa. Menedżer Unibaxu Toruń Sławomir Kryjom życzył przed kamerą TVP Sport kontuzji i szpitala zawodnikom Unii Leszno. I kto to mówi? Człowiek, który spędził w leszczyńskim zespole 10 lat! W grodzie Kopernika jest od roku i właśnie pokazał, co sądzi o ludziach, z którymi pracował bardzo długo. Pan Kryjom jest niedojrzałym hipokrytą. Twierdzi, że uciekł z Leszna do Torunia, ponieważ nie mógł już patrzeć na preparowanie toru na Stadionie Smoczyka. Podjęcie takiej decyzji zajęło mu całą dekadę! Sławomir Kryjom złe przygotowania nawierzchni widział, dawał na nie przez lata przyzwolenie i kompletnie się nie przejmował zdrowiem i bezpieczeństwem żużlowców. Najważniejszy był pozytywny wynik końcowy dla „Byków”. Po trupach do celu. Stawka mogła być większa, niż życie. A teraz z leszczyńskiego skurczy”Byka” zmienił się w niewinnego toruńskiego „Anioła”. Prawdziwy cud!

Wynik został zatwierdzony, ale chodziły słuchy, że stadion w Lesznie straci licencję. Speedway Ekstraliga wymierzyła tylko karę finansową za złe przygotowanie toru. Skoro SE przyznaje, że nawierzchnia nie nadawała się do jazdy, to jak można było puścić ten mecz i zatwierdzić wynik? Takie rzeczy tylko w polskim żużlu. Oczywiście nikt stadionu nie zamknął. Sprawa sobie przycichnie, a żużlowcy jadą dalej.

Żenada i hipokryzja. Nie chcę na to patrzeć. Wynik finału nie ma dla mnie znaczenia.

Półfinał Stal Gorzów – Falubaz Zielona Góra

(Gorzów-Zielona Góra 27:19, Zielona Góra-Gorzów 54:36)

Myślałem, że chociaż jeden półfinał odbędzie się w zgodzie z zasadami fair play. Pomyliłem się. Zdecydowanie za dużo od czarnego sportu wymagam. W pierwszym pojedynku w Gorzowie gospodarze byli zdecydowanie lepsi. Bieg po biegu budowali przewagę nad Falubazem, bo beznadziejnie jechał nowy mistrz świata Greg Hancock i Grzegorz Zengota. Stal mogła wypracować dobry wynik przed rewanżem, ale do końca nie miała takiej okazji. Słabe „Myszy” wciąż patrzyły z nadzieją w niebo i wymodliły deszcz. Taki dar od niebios na wagę wejścia do finału DMP. Po ośmiu biegach sędzia zakończył mecz z powodu złego stanu toru po ulewie. Powtórki oczywiście nie było i wynik 27:19 został zatwierdzony, bo zezwala na to regulamin. Falubaz otrzymał najniższy wymiar kary, ponieważ uratował go głupi przepis.

Ekipa Tomasza Golloba musiała jechać na rewanż do Zielonej Góry, żeby z trudnym przeciwnikiem rozegrać nie na jego torze nie osiem, ale piętnaście biegów, bo jak na złość pogoda była dobra. Gdzie tu sprawiedliwość? Nie twierdzę, że Stal była silniejsza od Falubazu i na pewno awansowałaby do finału, bo w grodzie Bachusa pokazała tylko niemoc i brak woli walki. Ale zupełnie inaczej jechałoby się w tym meczu ekipie Czesława Czernickiego, gdyby miała większą zaliczkę punktową po rozegraniu całego meczu u siebie. Nie interesuje mnie mecz o brązowy medal między Gorzowem i Toruniem, ponieważ nie mam pewności, czy akurat te drużyny powinny o ten krążek walczyć.

To co się działo w tegorocznych półfinałach chwały żużlowi nie przynosi. Nowych kibiców też nie przybędzie, a i wielu starych żużel może przez to stracić. Wyrozumiałość telewizji tez może się w końcu skończyć skoro zawody ciągną się 4 godziny, a przed kamerami wypowiadają się ludzie, którzy mają gdzieś sport i zasady fair play.

Niestety temperatura prowadzonych rozmów wokół speedway’a (z Kryjomem na czele) wzrosła jak w nowych tłumikach żużlowych. Działacze klubowi też powinni wreszcie poczuć, że robi się gorąco. To grunt zaczyna im się palić pod nogami.

Tomasz Armuła

Kategorie:żużel,speedway