Strona główna > żużel,speedway > W obronie czarnego sportu

W obronie czarnego sportu

Wpadł mi przed tygodniem w ręce poważny polski tygodnik. Żaden tam sportowy czy typowo żużlowy. Taki duży, kolorowy i społeczno-polityczny o nakładzie ponad 200.000 sztuk. Przypadkiem natknąłem się w nim na krótki tekst „Szarża na motorach” na temat czarnego sportu na dechach bydgoskiego teatru.

Recenzja przedstawienia teatralnego „Szwoleżerowie” zaczyna się tak:

„Żużel to sport straceńców- większość karier kończy się na wózku inwalidzkim albo w trumnie, część zawodników nie wytrzymuje presji i popełnia samobójstwo. To jednocześnie sport, w którym Polacy są w ścisłej światowej czołówce.”

Jestem w szoku. Dawno takich bzdur nie czytałem. Ktoś tu nie ma zielonego pojęcia o żużlu i uprawia czarny PR przeciwko tej dyscyplinie. Większość jeździ na wózku? To znaczy ilu? Proszę listę nazwisk. Policzymy i zobaczymy, czy większość żużlowców jeździ na czterech, czy jednak na dwóch kółkach. Większość ginie na torze? Absurd. Kłamstwo. To nie są piloci kamikadze. Ile było wypadków śmiertelnych w tym roku na klasycznym żużlu? Zero.* A rok temu? ZERO! Ostatnie tragiczne wypadki miały miejsce w 2007 roku. Zginęli wtedy Kenny Olsson i Michal Matula. Ostatnim Polakiem, który stracił życie na owalu był Wojciech Kiełbasa (2001 rok). W sumie zginęło naszych czterdziestu jeden (tak podaje dość solidne internetowe źródło) w całej historii polskiego żużla, która zaczęła się w 1932 roku. To nie są świry-samobójcy. Bardzo często są to ofiary pecha albo bezmyślności innych osób. Przykład? Śmierć Zbigniewa Raniszewskiego, który zabił się przed laty o betonowe schody!

Życie i śmierć owalem kreślone? Raczej zwykły pech. Zdarza się wszędzie.

Na kolarskim Giro d’Italia zginął w tym roku Wouter Weylandt. Przed rokiem na jednym z wyścigów umarł Thomas Casarotto, w 2008 Bruno Neves i tak można wymieniać średnio co dwa lata. Dlatego pytam: czym żużel różni się od innych sportów, gdzie ważną rolę odgrywa prędkość? Niczym. Mało tego – jest bezpieczniejszy od chociażby wspomnianego kolarstwa, bo zawodnicy osiągają w obu dyscyplinach podobne prędkości, ale żużlowców chronią kaski, kevlary, ochraniacze. A Kolarze ścigają się w samych gaciach i z kaskiem na głowie, który obowiązkowy jest dopiero od kilku lat! Speedway to nie jest Powstanie Warszawskie. To nie jest plaża Omaha w Normandii. Tu trup nie ściele się gęsto. Nie róbmy w prasie z widowiska sportowego teatrzyku dramatycznego!

„Część nie wytrzymuje i popełnia samobójstwo.” Jaka część? To brzmi, jakby codziennie ktoś się wieszał po zrobieniu słabego wyniku na torze. Zgadzam się, że mieliśmy w Polsce czarną serię. Robert Dados, Rafał Kurmański, Łukasz Romanek…  Za szybko odeszli i pozostawili wiele pytań. Co ich do tego skłoniło? Presja kibiców i prezesów? Problemy osobiste? Pewnie jedno i drugie, a i trzeci powód by się znalazł.

A dlaczego specjalnie przedawkował narkotyki kolarz Marco Pantani? Dlaczego chciał się zabić bokser Krzysztof „Diablo” Włodarczyk? Pewnie każdy kto to czyta byłby w stanie dorzucić swoje przykłady. Nie róbmy z samobójstwa znaku rozpoznawczego żużlowców. To się zdarza wszędzie.

Aha, z jednym się tylko zgadzam z kawałka cytowanego tekstu. Otóż jesteśmy w tym sporcie najlepsi na świecie…

Czytam dalej, że:

„Jan Klata wykorzystał żużel do kolejnego odcinka swojej opowieści o polskości, o naszej rdzennej potrzebie produkowania i czczenia bohaterów szaleńców, ofiar rzucających się na szaniec, kochanków śmierci oraz o niekończącej się polskiej szarży. Żużlowcy, wbrew zdrowemu rozsądkowi i za wszelką cenę, wpisują się w długi ciąg polskich bohaterów samobójców, tworzonych przez żądne heroicznej ofiary społeczeństwo ( w tym wypadku: władze klubu, żony i narzeczone oraz kibiców), czczonych minutą ciszy podczas narodowych festynów i stawianych za przykład kolejnym pokoleniom.”

Czy ja już coś wspominałem o powstaniu i otwarciu frontu zachodniego podczas wojny? Ja tego tekstu nie rozumiem. Ktoś tu ma jakieś chore zapędy romantyczne i żyje w innej rzeczywistości.

I już końcówka na szczęście:

„Opowieść o współczesnych szwoleżerach rozgrywa się, jak to w Polsce, na tle grobu-pomnika: obok żużlowego kopca leży figura zawodnika w kombinezonie i kasku, nad nią podwieszone są dwa motocykle i przelatujący nad nimi zawodnicy uchwyceni jednocześnie w chwili triumfu i śmierci. Zestresowani bohaterowie, poddawani nieustającej presji i zmuszani do najbardziej ryzykownych zachowań na torze: Mistrz, Złamany, i Nowy są od początku trupami – takie jest ich przeznaczenie, polska karma. Siłę bydgoskiego spektaklu osłabia tekst-zbudowany z gierek słownych i cytatów, nieprzekonujący.”

Spektaklu nie widziałem i oglądać nie będę. Ale skoro krytyk sztuki i niby znawca czarnego sportu ocenił tak sam speedway i żużlowe przedstawienie, to ja wyrażę własną opinię na temat cytowanej recenzji używając słów, które w niej padły: tekst „Szarża na motorach” osłabia, bo zbudowany jest z fałszywych gierek słownych. Na szczęście nawet dla przeciętnego kibica sportowego jest na pewno nieprzekonujący.

* Oba teksty powstały przed tragicznym wypadkiem w Gnieźnie, gdzie zginął młody człowiek, który nie miał jeszcze nawet licencji żużlowej. Ale to mojej opinii o tym sporcie nie zmienia i nie zmienię z tego powodu ani jednego słowa w tym tekście. Żadnej rewolucji we mnie nie będzie. Speedway, jak prawie każdy sport zawodowy, jest niebezpieczny, ale to ryzyko, prędkość i adrenalina uzależnia. Jeśli prawdziwy sportowiec tego raz doświadczy, to ciężko go zmusić, żeby przestawił się na szachy albo brydża sportowego.

Tomasz Armuła


Kategorie:żużel,speedway
  1. Brak komentarzy.
  1. No trackbacks yet.

Dodaj komentarz